Resursa

Resursa z pewnością nie należy do miejsc, które trzeba pokazywać rodowitemu dąbrowianinowi w przewodniku. Nie wszyscy jednak wiedzą, że pod gmachem Resursy znajduje się… stary szyb kopalniany! Czy to oznacza, że z piwnic tego budynku można dostać się do kopalni? Pod koniec XIX wieku w miejscu obecnego budynku przy ulicy 3 Maja mieścił się szyb wodny – punkt końcowy sztolni „Ullmann”, w której zamontowane były pompy kopalni Reden. Od 1824 roku zamontowana tu maszyna parowa wypompowywała wodę z kopalni do odkrytego kanału. „Strumień” płynął sobie przez sam środek miasta, mniej więcej wzdłuż bloku przy Paryskiej 4, by następnie – przecinając parking C.H Pogoria – wpadać na wysokości ulicy Zielonej do właściwej rzeki. Pozostałości tego kanału są widoczne do dziś przy bocznej drodze dojazdowej do naszego centrum handlowego. To niejedyna ciekawostka z historii budynku Resursy. Jest to też miejsce krwawych rewolucyjnych dziejów, gdzie protestujący robotnicy zostali wielokrotnie rozgromieni przez wojsko kierowane tu przez ówczesną władzę. Pierwsze takie wydarzenie, i zarazem największe, miało miejsce w 1918 roku. Po I wojnie światowej różne stronnictwa w różnych częściach kraju starały się przejąć władzę. W Dąbrowie, jako ośrodku robotniczym, planowano zorganizowanie pierwszego posiedzenia Rad Delegatów Robotniczych i Żołnierskich. W całym Zagłębiu stanęły fabryki i kopalnie, a wielotysięczny tłum starał się szturmem zdobyć gmach Resursy. Przeszkodziło im wojsko austriackie, które rozgoniło demonstrację i zamordowało jednego z działaczy - członka PPS-Lewicy z kopalni „Paryż”, Eugeniusza Furmana.

Posłuchaj:

Fotografie

Wytwórnia Win i Wódek

Fabryka na 3 Maja? Oczywiście, kiedyś tu była. W podwórku jednej z kamienic przez kilka lat prosperowała pierwszorzędna „Wytwórnia Win i Miodów Pitnych”. Nie była to malutka manufaktura, lecz spory zakład zatrudniający do 25 robotników i zajmujący ponad 800m2. Wytwórnia mieściła się w piwnicy i na parterze oficyny kamienicy przy ulicy 3 Maja 14 i należała do Stefana Wilczyńskiego. W kilku pomieszczeniach wytwarzano znakomitej jakości trunki alkoholowe, serwowane w szeregu przedwojennych lokalnych barów i restauracji. Jednym z miejsc, gdzie można było skosztować wyrobów fabryczki była restauracja przy ulicy 3 Maja 7. Alkohole tam produkowane wystawiane były najprawdopodobniej na różnego rodzaju targach. Mam nadzieję, że zdobywały na nich zaszczytne nagrody za jakość i smak. Wytwórnia reklamowała się jako „Pierwsza CHRZEŚCIJAŃSKA Wytwórnia w Zagłębiu”! Ciekawe, czy w dzisiejszych czasach taka reklama zostałaby zaakceptowana przez społeczeństwo? Spadkobiercy właścicieli we wspomnieniach przytaczają, że po wojnie przedsiębiorstwo wróciło do prawowitych właścicieli. Niestety nie uniknęło nacjonalizacji – stało się to w 1956 roku i w niespełna rok później całkowicie upadło.

Posłuchaj:

Fotografie

Kino Ars

Budynek kina kojarzy się pewnie wielu z nas z wyświetlanymi w PRL dziełami polskiej kinematografii. Ja chcę jednak opowiedzieć o jego historii z czasów przedwojennych. Dla niektórych dziwny może być fakt, że na elewacji budynku widnieją zamurowane okna. Po co budować w kinie okna? Budynek początkowo w ogóle nie był stawiany z myślą o projekcji filmów – jego zasadniczą funkcją miało być połączenie teatru z domem kultury. Ciekawy jest również sam fakt powstania gmachu – został wybudowany niejako społecznie, ze składek Stowarzyszenia Robotników Chrześcijańskich. Czy wyobrażamy sobie w dzisiejszych czasach, by jakiekolwiek stowarzyszenie zdołało zebrać ze składek członkowskich fundusze wystarczające na postawienie swojej siedziby? Do tego takiej siedziby, która przetrwa szereg lat i stanie się jednym z symboli miasta. Interesującym elementem budynku była przewijająca się we wspomnieniach ludzi galeria Królów Polskich. Nie udało mi się dokładnie dowiedzieć, jak ona wyglądała, gdyż została zniszczona przez okupanta podczas II wojny światowej, a żadne zdjęcia nie zostały zachowane. Prawdopodobnie wzdłuż ścian znajdowały się namalowane lub wiszące portrety władców Polski. Co ciekawe, przez szereg lat budynek nie gościł w swoich progach jedynie filmów. Mieściła się tu herbaciarnia, cukiernia, a przez pewien czas w gmachu „Ars-u” działało nawet biuro adwokata i salon fotograficzny. Początkowo kino nazywało się „Kometa". Znana nam nazwa została nadana dopiero w 1935 roku przy okazji zmiany właściciela. O tym, jak bardzo popularne i istotne było to miejsce świadczy fakt, iż obiekt dwa razy odbudowywano po pożarach. Oba miały miejsce w latach międzywojennych – pierwszy spalił kabinę operatora wraz z filmami, a drugi miał miejsce w Małej Sali kilka lat później. Podczas II wojny światowej obiekt upodobali sobie Niemcy zmieniając jego nazwę na „UFA Deutche Theatre” jednocześnie zakazując wstępu Polakom.

Posłuchaj:

Fotografie

Ognisko

Czy wiecie, że w centrum Dąbrowy znajdowała się „stocznia”? Okazuje się, że ulica 3 Maja była tak uniwersalna, że wytwarzano tu nawet łódki, a konkretniej – kajaki. Związane są one z dawnym Domem Kultury Huty Bankowej – późniejszej Huty im. Feliksa Dzierżyńskiego. Budynek w czasach międzywojennych był m. in. siedzibą dąbrowskiego hufca harcerzy, którzy w tym miejscu tworzyli i remontowali swoje kajaki. Pierwotnie budynek miał jednak zupełnie inne przeznaczenie. Były to… koszary! Dokładna jednostka stacjonująca w tym budynku nie jest znana, ale przypuszcza się, że był to oddział 14. Pułku Kozaków Dońskich z Będzina. Na dole budynku znajdowały się stajnie, a na górze kwatery żołnierzy. Budynek stał mniej więcej w tym samym miejscu, co obecny blok przy ulicy Paryskiej 4. Wraz z przemianami centrum Dąbrowy został wyburzony i zastąpiony blokiem mieszkalnym.

Posłuchaj:

Fotografie

Podwórko 3 Maja

Wraz z budową bloków i ogólną modernizacją centrum praktycznie całkowicie zniknęły klimatyczne podwórka w bramach kamienic, tak charakterystyczne dla dużych miast pokroju Łodzi czy Poznania. Przypatrując się wnikliwie ulicom centrum, możemy jeszcze spotkać takie miejsca, w których czas dosłownie się zatrzymał. Najpiękniejszym podwórkiem ze wszystkich jest to za bramą kamienic na ulicy 3 Maja 4 – szarobrunatna cegła pokryta od wiosny zielonkawym bluszczem, który na jesieni zakwita płomieniem czerwieni. Labirynt komórek i balkonów – gdyby usunąć samochody można by przenieść się w czasie o kilkadziesiąt lat. Sama kamienica prawdopodobnie pochodzi z końca XIX wieku. Przez lata mury tego budynku gościły szereg instytucji i handlarzy – biuro sędziego śledczego, ajencja elektrowni, oddział PCK, fotograf, krawiec, cukiernik, szkoła handlowa – można by tak wymieniać i wymieniać. Oczywiście nie jest to jedyne zachowane podwórko na ulicy 3 Maja – w starym stylu zachowały się na tej ulicy jeszcze dwa – zachęcam do samodzielnego zapuszczenia się w bramy i poszukania kolejnych kapsuł czasu.

Posłuchaj:

Fotografie

Ślady żydowskie

Żydzi zawsze stanowili ważny element historii dawnej Dąbrowy. Mimo, że nie mieszkają w naszym mieście od czasów wojny, to po dziś dzień w różnych miejscach zachowały się po nich pamiątki i ślady przeszłości – mniej lub bardziej wyraźne. Okazuje się, że do dziś zachował się nawet ich dom modlitw! Powiem więcej – każdy z nas przejeżdża obok niego nieświadomie kilka razy w tygodniu. Znajduje się on w jednej z ciągu kamienic przy ulicy Sobieskiego – dokładna lokalizacja nie jest podana rozmyślnie, bo obecnie jest to prywatne mieszkanie. Według zapewnień właściciela budynku pod farbą nadal znajdują się polichromie z żydowskimi malowidłami. Dom modlitwy jest połączony z kuczką. Pod tą nazwą kryje się specjalna i nieco dziwna konstrukcja związana z kulturą żydowską. To swego rodzaju balkon, który posiada otwierany dach. Podczas święta sukkot – święta szałasów – żydzi spożywają w środku kuczki posiłki na znak tułaczki po ziemiach Egiptu. Oczywiście wszystko przy otwartym dachu, niezależnie od warunków pogodowych. Kuczki powstały w polskich kamienicach, gdyż często na podwórkach tych wielorodzinnych budynków nie było miejsca na rozstawienie namiotu-kuczki i świętowania. Powoli zaczęto adaptować na te cele balkony, aż w końcu stały się pełnoprawnym elementem żydowskiej kultury. Jak już wspomniałem, jedna z takich kuczek znajduje się właśnie w podwórku żydowskiego domu modlitwy. Bez kontaktu z właścicielem jej obejrzenie nie jest możliwe, ale nie ma tego złego – to niejedyna kuczka w centrum. Kolejne dwie można oglądać na posesji kamienicy, gdzie właśnie stoimy, przy Sobieskiego 15 – trzeba jedynie wejść w bramę. Kuczki to te drewniane, obudowane balkony.

Posłuchaj:

Fotografie

Płytki

Jednym z innych ciekawych śladów przeszłości na jakie możemy natrafić w kamienicach, są płytki. Niegdyś w całej Polsce istniało jedynie kilkadziesiąt wytwórni płytek i fachowców, którzy wykonywali z nich podłogi. O ich profesjonalizmie świadczy fakt, że w wielu miejscach naszego miasta te posadzki leżą do dziś w idealnym niemal stanie. Najbardziej znamienici i oczywiście najdrożsi fachowcy podpisywali swoje prace, umieszczając w posadzce dodatkową płytkę ze swoim imieniem i nazwiskiem albo nazwą zakładu. Jedną z takich płytek można oglądać przy ulicy Sobieskiego pod numerem 11, za drzwiami wejściowymi do kamienicy w bramie po prawej stronie. Podpisał się na niej znany rzemieślnik z Sosnowca – Korzeniec. Jest on bohaterem jednej z powieści Zbigniewa Białasa. Podobne posadzki znajdziemy jeszcze w kilku miejscach w centrum Dąbrowy. Najciekawsza znajduje się na balkonie kamienicy przy ulicy 3 Maja 16. Niestety, jak w przypadku domu modlitwy, tak i tutaj, balkon należy obecnie do prywatnego mieszkania. Mozaika jest złożona z setek malutkich, niegdyś mozolnie układanych, kwadracików. Podobne posadzki możemy znaleźć np. w bogatych kamienicach mieszczańskich na krakowskim Starym Mieście.

Posłuchaj:

Fotografie

Znak PZPR

Pewnie każdy z Was pamięta wszechobecne propagandowe murale z okresu PRL-u. Przez lata wiele z nich zniknęło wraz z remontami budynków, ale do dziś w wielu miejscach naszego miasta zachowały się ich resztki. Jednym z nich jest dawna płyta z malunkiem na podwórku koło CAO na Sienkiewicza 6A. Na niewielkiej komórce sąsiadującego placu dobry obserwator dostrzeże wyblakłe logo PZPR. To oczywiście niejedyna tego typu pamiątka w naszym mieście. Czasami, przy wymianie reklam, odsłaniany jest stary mural na kamienicy przy rondzie na dole Alei Róż. Inny ciekawy napis znajdziemy koło bramy wjazdowej do dawnych zakładów Strem. Zachęcam Was do samodzielnego poszukiwania takich znaków – w Dąbrowie znanych jest co najmniej 10 tego rodzaju pamiątek przeszłości.

Posłuchaj:

Fotografie

Kryminalna Dąbrowa

Dąbrowa w czasach międzywojennych nie była bezpiecznym miastem. Rozboje, morderstwa, fałszerstwa pieniędzy były na porządku dziennym. Ówczesne gazety na bieżąco relacjonowały każde z tych wydarzeń, donosząc codziennie mieszkańcom o nowej tragedii. Oczywiście czytając stare wycinki, należy mieć do nich nieco dystansu – jak dziś, tak i wtedy, goniono za sensacją i koloryzowano fakty, aby czytelnicy chętniej sięgali po kolejne numery. Pierwszy wycinek z kwietnia 1935 roku informuje nas o krwawej grze w karty na ulicy Okrzei. Czesław Kasprzyk i Stefan Orbych grali razem w karty na pieniądze. Jeden z nich – Orbych – przegrał grę i był winny Kasprzykowi 50 groszy. Nie mógł zapłacić swojemu koledze, więc gdy wracali do domu pobili się na ulicy Okrzei. W pewnym momencie Kasprzyk wyciągnął z kieszeni nóż i na środku ulicy dźgnął Orbycha kilka razy. Ranny został przewieziony do szpitala, a policja wkrótce ujęła niedoszłego mordercę. Druga sytuacja również miała miejsce na ulicy Okrzei, ale na jej dalszym odcinku – obecnie jest to teren między blokami. Przechodzący ulicą Zygmunt Kocot został zaczepiony przez grupę pijanych osób. Nie mogąc się wyrwać z ich rąk, wyciągnął z kieszeni rewolwer i strzelił do atakujących. Strzał okazał się celny i trafił jednego z awanturników. Ci jednak nie przestali atakować – wyciągnęli noże i mocno poturbowali Zygmunta. Uciekli dopiero na widok policji... To tylko dwie z setek kryminalnych opowieści z dawnej Dąbrowy.

Posłuchaj:

Fotografie

Ukrywanie Żydów

Każdy z nas zna historie o ludziach ukrywających Żydów podczas II wojny światowej. Co prawda nie było ich tu tak dużo, jak w pobliskim Będzinie, ale stanowili istotny procent ludności Dąbrowy. Podczas wojny część z nich uciekła, część trafiła do gett na terenie naszego miasta, część została wywieziona. Pojedyncze osoby ukryły się u życzliwych Polaków. Jedna z takich historii wydarzyła się tu w centrum, w kamienicy przy ulicy Henryka Dąbrowskiego 22. Według relacji jednego z mieszkańców, który historię tę usłyszał od swojej babci, po wkroczeniu Niemców na strychu budynku ukryła się rodzina żydowska. Pozostali w kamienicy Polacy pomagali im, dostarczając środki niezbędne do przeżycia. Niestety, w 1940 roku do kamienicy powoli zaczęli się wprowadzać niemieccy imigranci z Rumunii. Z dnia na dzień żydowska rodzina musiała opuścić kryjówkę i pod osłoną nocy udała się w nieznanym kierunku. Nie wiadomo czy przeżyli wojnę. Jedyną pamiątką po nich jest portret młodej żydówki pozostający w kolekcji jednego z dąbrowian.

Posłuchaj:

Fotografie

Skrytka żołnierzy

Kamienica przy ulicy Henryka Dąbrowskiego 17 przed laty skrywała w swoich murach niewielki skarb. W czasach PRL grupka chłopców, przy okazji zabaw na okolicznych podwórkach, zagłębiła się w piwnice budynku. Przypadkowo odkryli przejście do skrytki – niestety nie wiem, czy miała ona postać zapadni w podłodze czy może zamurowanego przejścia. W środku znaleźli skład broni z czasów I wojny światowej zostawionej podobno przez wojska austriackie. Zabrali znalezioną broń, by postrzelać do celów na podwórku. Po pewnym czasie strzałami zainteresowali się funkcjonariusze UB. Chłopcy zostali aresztowani, a skrytka skonfiskowana przez saperów. Skąd w kamienicy wzięły się karabiny? Możliwe, że była to skrytka jednej z organizacji paramilitarnych, które organizowały się w Dąbrowie w pierwszych dniach wyzwolenia spod zaborów. Broń mogła zostać zdobyta podczas rozbrajania dotychczasowego okupanta. W Dąbrowie, jak i w całym kraju, działały różne frakcje. Wspomniana skrytka mogła zostać wykonana przez jeden z odłamów, któremu nie udało się przejąć władzy w mieście i musiał zaprzestać swojej paramilitarnej działalności.

Posłuchaj:

Fotografie

Carski znak

Jak wszyscy dobrze wiemy w XIX wieku Dąbrowa pozostawała pod carskim zaborem. Wiele dokumentów, planów czy choćby zwykłych znaków sprzed I wojny światowej pisanych było cyrylicą. Do dziś zachowało się bardzo niewiele materiałów z tamtych lat. Jedną z nielicznych pamiątek jest stara latarnia adresowa z ulicy 3 Maja z czasów, gdy jeszcze nazywała się „Klubowa”. Latarnię znaleziono na strychu podczas remontu budynku, w którym znajduje się kawiarnia Cafe Kamienica. Została poddana renowacji i obecnie można ją podziwiać pijąc dobrą kawę.

Posłuchaj:

Fotografie

DEFUM

Historia Dąbrowskiej Fabryki Obrabiarek zaczyna się w latach 70. XIX wieku. Na miejscu zakładu działał wtedy warsztat ślusarski bliżej nieznanego przemysłowca. Przechodząc w międzyczasie przez ręce dwóch właścicieli, w roku 1885 zakład stał się częścią udziałową znanego czeskiego przemysłowca, Emila Skody (tego samego, od którego nazwiska biorą nazwę słynne czeskie samochody).
W latach 90. zakład znów zmienił właścicieli - tym razem byli to przemysłowcy z Sosnowca: Wilhelm Fitzner oraz Konrad Gamper. W 1897 roku przekształcili fabrykę w „Towarzystwo Akcyjne Zakładów Kotlarskich i Mechanicznych W. Fitzner i K. Gamper”. Była to jedna z najbardziej znaczących spółek w Królestwie Polskim, posiadająca swoje oddziały w Warszawie, Łodzi i innych ważnych miastach carskich. Jest to swoisty kamień milowy w historii zakładu, który zaważył na jego dalszych losach. Zmiany w formie przedsiębiorstwa zogniskowały bowiem produkcję dąbrowskiej fabryki na potrzeby przemysłu maszynowego. Niestety, dąbrowski zakład był jedynie filią o wiele większego zakładu w Sosnowcu, który obecnie mieści się niedaleko centrum handlowego Plejada. Dla historyków wynikają z tego spore problemy, gdyż w źródłach często ciężko jest rozdzielić informacje dotyczące konkretnie dąbrowskiego zakładu od ogółu zakładów Fitznera i Gampera. Niezależne od tego, lokalna filia nosiła wówczas nazwę „Dąbrowska Fabryka Maszyn i Odlewnia Żeliwa”.
Jedna z największych reorganizacji zakładu miała miejsce około roku 1910 – w tym czasie wzniesiono w zasadzie większość historycznych budynków. Produkcja skupiała się na urządzeniach mechanicznych: tokarkach, frezarkach, szlifierkach, gwinciarkach, wiertarko-frezarkach, strugarkach itp. Co ciekawe, w roku 1933 niemal połowa produkcji była przeznaczona na potrzeby wojska, a dokładniej – Marynarki Wojennej, Państwowej Wytwórni Uzbrojenia oraz Państwowych Zakładów Inżynieryjnych.
Produkcja odbywała się w następujący sposób: Po otrzymaniu zamówienia biuro fabrykacyjne przygotowywało specjalne karty operacyjne, na których opisywano przebieg obróbki poszczególnych elementów zamówienia oraz karty robocizny i materiałowe, a następnie kierowało go do modelarni. Tam wytwarzano modele odlewnicze z drewna, w których odlewano korpusy maszyn i urządzeń. Oczywiście zakłady posiadały magazyn odlewów, więc w przypadku identycznych zamówień korzystano z poprzednich modeli. Odlewnia wytwarzała 4 podstawowe rodzaje żeliwa oraz dwa specjalne o podwyższonych parametrach. Ciekawostka! Zakład ściągał koks z Czech, z okolic Karwiny (koks produkowany ówcześnie w Polsce, ze względu na dużą kruchość, nie nadawał się do zastosowania w odlewni maszynowej). Następnym etapem, po odlewni, była czyszczarnia. Półprodukty trafiały z niej do warsztatu mechanicznego, gdzie – po przywiezieniu dodatkowych elementów z magazynu głównego – składano maszyny. Dalej wędrowały one do ekspedycji, która wysyłała elementy do zamawiającego.
Od 1928 roku zakład wszedł do spółki „Zjednoczone Fabryki Maszyn Kotłów i Wagonów L. Zieleniewski, Fitzner i Gamper S.A". Podczas II wojny światowej fabryka prawdopodobnie produkowała urządzenia na rzecz niemieckiej machiny wojennej. Ostatecznie jednak została doszczętnie zdewastowana przez Niemców (wywieźli wszystkie cenne urządzenia i części maszyn). Mimo to, zakład rozpoczął produkcję już w styczniu 1945 roku – przy czym trzeba wspomnieć, iż Niemcy zostali wyparci z Dąbrowy dopiero 27 stycznia. Oprócz produkcji obrabiarek, zakład wykonywał naprawy i remonty czołgów na potrzeby Ludowego Wojska Polskiego. W czasach PRL, zakład został upaństwowiony – dokładnie w roku 1949. Wraz ze zmianami własnościowymi przyszła zmiana nazwy na „Śląsko-Dąbrowska Fabryka Urządzeń Mechanicznych im. Stanisława Krzynówka”. Okres PRL był dla DEFUM złotą erą. Około 80% produkcji zakładu trafiało na eksport. I to wcale nie do ZSRR, tylko na Zachód. Produkcja obrabiarek ciężkich była uznana za polską specjalność eksportową. Z fabryki wychodziły całe składy kolejowe wysyłane głównie do portu w Gdyni i dalej do krajów docelowych obu Ameryk, a nawet Australii. Równolegle odbywała się dystrybucja drogą lądową do krajów Europy Zachodniej. Krajowi inwestorzy mieli trudności w zakupie obrabiarek DEFUM, gdyż eksport traktowany był priorytetowo z uwagi na pozyskiwanie niezbędnych dla kraju dewiz. W każdym miesiącu z fabryki wychodziło 20-40 obrabiarek. W chwili uruchomienia produkcji każda obrabiarka miała już swojego odbiorcę.
W 1970 roku – bez powodzenia – próbowano na bazie czterech fabryk utworzyć ogromny Kombinat Obrabiarek Ciężkich PONAR-PORUM. W 1975 roku ponownie przystępiono do integracji i utworzono Kombinat Obrabiarek Ciężkich PONAR-ZAWIERCIE, który obejmował trzy fabryki, tj. FUM-PORĘBA, FO-RAFAMET i DFO-DEFUM. Żadna z tych koncepcji integracji nie zyskała jednak szerokiego poparcia poszczególnych zakładów i około roku 1980 powrócono do samodzielności poszczególnych fabryk.

Posłuchaj:

Fotografie

Mural DEFUM

Dawna Dąbrowa, ta z czasów PRL, była pełna wszelkiego rodzaju sztuki ulicznej. Neony, murale, tablice z hasłami i różne instalacje pokrywały sporą część budynków w mieście. Większość z nich z biegiem czasu i wraz z remontami budynków znikła z naszej przestrzeni. Mural na hali P-2 DEFUM jest jednym z ostatnich reliktów przeszłości w naszym mieście. Na poniższych archiwalnych zdjęciach można zobaczyć, jak w dawnych latach wyglądało centrum miasta rozświetlone neonami. Ciekawostką jest jeszcze, znajdująca się w prawym górnym rogu hali, stara syrena alarmowa.

Posłuchaj:

Fotografie

Kamienica z bombą

Znajdująca się przed Wami kamienica to według słów lokalnych mieszkańców jedyny wciąż istniejący budynek, który podczas II wojny światowej ucierpiał od radzieckich bombardowań. Zbłąkany pocisk, zapewne wycelowany w tory kolejowe, uderzył w budynek całkowicie niszcząc jedno z pięter. Szczęście w nieszczęściu nie wybuchł, tylko utkwił w kamienicy i po kilku dniach został wyciągnięty przez saperów. Były to pociski samozapalające. Spowodowały pożar kilku innych kamienic w okolicy. Wszystkie te budynki są już wyburzone. Zastąpiła je hala DEFUM.

Posłuchaj:

Fotografie

Kamienica Jaworskich

Niewielka kamieniczka, obecnie wciśnięta między garaże, jest jednym z najstarszych pozostałych budynków centrum, starsza nawet od bazyliki czy Resursy. Według relacji obecnych właścicieli została postawiona przez bogatą rodzinę Jaworskich, którzy pod koniec XIX wieku posiadali w Dąbrowie spore własności ziemskie. Niegdyś kamienica i jej otoczenie wyglądały zupełnie inaczej. Wokół budynku znajdował się niewielki ogród-park, z tyłu oczko wodne, a całą posesję otaczał wysoki płot. Właściciel udostępnił nam stare plany, pisane jeszcze cyrylicą, które możecie zobaczyć poniżej. Z tym budynkiem wiążą się aż dwie lokalne legendy.
Pierwsza mówi o skarbie żydowskim. Niegdyś przed kamienicą, w miejscu ogródka, znajdował się żydowski sklep. Jak łatwo się domyślić, wraz z wybuchem II wojny światowej, jego właściciele uciekli zostawiając swój dobytek. Wśród ludzi zaistniała plotka, że ukryli w sklepie skarb – złotą biżuterię i kosztowności, po które mieli zamiar wrócić po wojnie. Po wojnie sklep został przejęty przez nowego właściciela. Powoli zaczął się on urządzać w nowym miejscu i je remontować, by dostosować do nowych potrzeb i… tak, pewnie się domyślacie... Nagle z dnia na dzień wyjechał, nikomu nic nie mówiąc, zostawiając dopiero co wyremontowany i otwarty sklep. Zapewne więc w całej legendzie było ziarnko prawdy. Druga legenda dotyczy stawiku, który niegdyś znajdował się na terenie nieruchomości. W okolicy, w związku z bliskością Huty Bankowej i węzła kolejowego, stacjonowali Niemcy. Gdy ofensywa radziecka dotarła do Dąbrowy w styczniu 1945 roku zaczęli uciekać w popłochu. Jeden z ich motocykli nie nadawał się do jazdy. Nie chcąc, by wpadł w ręce wroga, Niemcy wrzucili go do stawu, a następnie zasypali. Miejsce ukrycia motocykla zostało oznaczone strzałką – i rzeczywiście na jednym z murów na sąsiednich posesjach taki ślad znajdziemy. Ile w tej legendzie prawdy?

Posłuchaj:

Fotografie

Napad na dworzec

Przedwojenna kronika kryminalna Dąbrowy, w porównaniu z obecną, mogłaby zjeżyć włos na głowie niejednemu. Kradzieże, zabójstwa, samobójstwa, tragedie na przejazdach. W Dąbrowie miało miejsce kilka zuchwałych kradzieży, a jedna z nich wydarzyła się na dworcu. 14 sierpnia 1931 roku chwilę przed ósmą do budynku dworca przyszło dwóch szykownych dżentelmenów. Jeden z nich był ubrany po cywilnemu, a drugi w mundur wysokiego urzędnika kolejowego. Chcieli widzieć się z kasjerem stacji. Po usłyszeniu informacji o jego nieobecności usiedli w poczekalni. Niedługo później do pracy przyszedł wyżej wspomniany – Stefan Bednarski.
Biurokracja w tamtych czasach wcale nie była mniej wymagająca niż dziś. Słowo „Kontroler” wzbudzało u każdego bladość twarzy i strach w oczach. Nic więc dziwnego, że gdy po kilku minutach oczekiwania, około 7.45, dwaj panowie oznajmili personelowi, iż przyszli na kontrolę kasy nikt nie śmiał ich zatrzymać. Pewnym krokiem weszli do pokoju kasy, a gdy tylko drzwi się za nimi zamknęły wyciągnęli spod płaszczy błyszczące lufy rewolwerów. Kasjer nie zdążył wydać choćby westchnienia, zaskoczony rozwojem sytuacji, nie mówiąc już o wciśnięciu przycisku alarmowego blokującego automatycznie kasę. Napastnicy szybko zakneblowali i związali Bednarskiego, po czym zaczęli wyciągać pliki nowiutkich banknotów. Dzień napadu wybrali nieprzypadkowo – był to dzień wypłat pracowników kolei, więc kasa była wypchana po brzegi. Po zapełnieniu walizki wyszli z pokoju kasowego udając w drzwiach, iż żegnają się z kasjerem i zapowiadają kolejną wizytę. Po wyjściu z dworca szybko porzucili swoje stroje i oddalili się spokojnie na rowerze. Dopiero po kilku minutach zaniepokojeni pracownicy stacji, oczekujący na wypłaty, zajrzeli do pokoju i znaleźli związanego kasjera. Od razu podjęto alarm w całej Dąbrowie, ale sprawcy już dawno oddalili się z miejsca kradzieży. Ich łupem padło 60 tysięcy ówczesnych złotych. Jaka to była kwota w przeliczeniu na obecną walutę? Warto tylko wspomnieć, że w tamtych czasach chleb kosztował 60 groszy, nowy samochód Fiat 508 – 5,5 tysiąca, a przeciętna wypłata miesięczna zwykłego, niewykwalifikowanego pracownika wynosiła około 100 złotych.

Posłuchaj:

Fotografie

Pałacyk Dezona

Pałacyk, zwany przez mieszkańców potocznie pałacykiem „Dezona”, został wybudowany przez dyrektora Towarzystwa Francusko-Włoskiego dla jego żony. Pojawia się na mapach już w 1883 roku. Przez wiele lat był otoczony malutkim parkiem, zwanym „Małpim Gajem”, którego pozostałości nadal są widoczne w centrum Dąbrowy. W czasie wojny swoją siedzibę miało tutaj gestapo. W pobliżu znajdował się również schron przeciwlotniczy, prawdopodobnie wybudowany przez Niemców. Do dziś możemy dostrzec jedno z jego wyjść – to ten betonowy krąg wystający z trawnika. Po wojnie mieścił się tu komisariat milicji, a potem policji. Jego architektura jest jedną z najciekawszych w mieście. Nigdy bym się nie spodziewał, że można wyczarować tyle piękna przy pomocy samych cegieł. Chyba najbardziej rzucają się w oczy gzymsy. Każdy z nich jest inny i na swój sposób wyjątkowy. Najbardziej skomplikowany jest ten pod linią dachu – można się doliczyć ponad 10 różniących się od siebie ułożeniem rzędów cegieł.

Posłuchaj:

Fotografie

Dworzec Kolei Iwanogrodzkiej

Dziś Plac Wolności to duża i pusta przestrzeń. Wiele lat temu dokładnie w tym miejscu znajdowało się zakończenie jednej z najważniejszych linii kolejowych końca XIX wieku w naszym kraju. Bliżej fontanny i bloku stał budynek dworca – niewielki, parterowy, wybudowany z cegły. Prawdopodobnie niegdyś było więcej dworców o tego typu wyglądzie i dąbrowski był jednym z elementów zbiorczego projektu. Mimo iż była to stacja końcowa to, porównując ze znaczeniem linii, dworzec był naprawdę niewielki. Koło dworca stało kilka dodatkowych budynków – w jednym z nich mieszkała rodzina, która w czasie II wojny światowej pomagała partyzantom. W związku z rozwojem miasta oraz przebudową sieci kolejowej w okolicach 1910 roku cały węzeł kolei Dęblińskiej został przeniesiony w okolice węzła kolei Wiedeńskiej. Budynek dworca oczywiście został zachowany, ale mocno ucierpiał podczas działań wojennych i w czasach PRL-u. Ostatecznie cały dawny węzeł kolejowy wyburzono, a teren przebudowano, tworząc rozległy Plac Wolności.

Posłuchaj:

Fotografie

Schron pod szkołą

Rozglądając się po placu Katolickiej Szkoły przy ulicy Augustynika możemy dostrzec dziwny, wystający grzybek. Przywodzi on na myśl systemy wentylacyjne, a w rzeczywistości jest wyjściem ewakuacyjnym ze schronu znajdującego się pod szkołą. Skąd się tam wziął? Zapewne został wybudowany przez Niemców podczas II wojny światowej. W tamtym czasie stojąca przed nami szkoła została zajęta przez okupanta i przeznaczona jedynie dla dzieci niemieckich. Niemcy bardzo dbali o bezpieczeństwo swoje oraz swoich współpracowników. Nie mogli oczywiście zapomnieć o bezpieczeństwie swoich dzieci, dlatego wybudowali dla nich pod budynkiem i placem specjalny schron, który przetrwał do dziś. Niestety, nie udało nam się zajrzeć do środka i dowiedzieć w jakim jest stanie. To niejedyne ślady po schronach w centrum Dąbrowy. W paru miejscach możemy też dostrzec tzw. „strzałki LSR” – malowane przez Niemców fluorescencyjną farbą wskazywały obszary, gdzie w kamienicach znajdowały się schrony – oczywiście jedynie dla ludności niemieckiej.

Posłuchaj:

Fotografie

Dąbrowskie lofty

W obecnych czasach bardzo modne i popularne jest przerabianie budynków przemysłowych na obiekty handlowe czy mieszkalne. Powstają wtedy tzw. „lofty”. Dąbrowa wcale nie ustępuje pod tym względem innym miejscowościom – pierwsze lofty powstały tu już kilkadziesiąt lat temu. Niegdyś, stojąca przed nami kamienica stanowiła sporych rozmiarów kompleks zakładu młyńskiego – na samym środku placu stał ogromny ceglany komin. Rozejrzyjcie się teraz po podwórku i zgadnijcie, który z budynków stanowił główny młyn. Rozwiązaniem tej krótkiej zagadki jest budynek po lewej stronie – najwyższa, trzypiętrowa kamieniczka. Bystry obserwator zauważy, że nie ma tu w pobliżu żadnej rzeki, która mogłaby zasilać młyn. Nie była ona potrzebna, gdyż „Antoni”, bo taką nazwę nosił zakład, był napędzany siłą pary. W jego wnętrzu przed II wojną światową znajdowała się maszyna parowa o sile 50 KM. Młyn został założony przez Leopolda Piwowara. W 1898 roku przeszedł na własność Józefa Daneckiego. Przestał funkcjonować podczas II wojny światowej, kiedy został przerobiony na warsztat elektryczny. Niestety, nie jest znana dokładna data przebudowy. Prawdopodobnie stało się to w pierwszych latach PRL-u.
Warto też wspomnieć o wojennej przeszłości kompleksu, który mógł ocalić życie kilku dąbrowianom. W 1941/42 roku opuszczony młyn zakupił przemysłowiec z Grodźca – Schlenck. Po wkroczeniu Niemców podpisał volkslistę, zniemczył nazwisko i zaczął świadczyć usługi okupantowi. To właśnie jego przedsiębiorstwo przygotowało okopy, które możemy oglądać do dziś na Podlesiu. W starym młynie otworzył warsztaty elektryczne CWE, które w późniejszym czasie dały początek zakładom DAMEL. Pracownicy zakładu, istotnego dla wojennych potrzeb III Rzeszy, dostawali Arbeitskarten (karta pracy). Ich właściciele byli zwolnieni z przykrego obowiązku wyjazdu na przymusowe roboty do Niemiec. Schlenck załatwił szybsze wyrobienie tych kart i tym samym ocalił przed wywózką kilkudziesięciu dąbrowian. Oczywiście, to nie bajka Disneya i nie robił tego z dobroci serca – każdą kartę trzeba było opłacić solidną łapówką, która jednak była niczym w porównaniu do wartości ludzkiego życia.

Posłuchaj:

Fotografie

PRL-owski czujnik smogu

W obecnych czasach dużo mówi się o smogu, stosuje czujniki podpięte do internetu, tworzy mobilne aplikacje, gdzie na bieżąco można sprawdzać stan smogu w naszym mieście. Okazuje się, że pomysł wcale nie jest w Dąbrowie nowy. W czasach PRL, po wybudowaniu Huty Katowice, pojawił się problem pyłów i zanieczyszczeń powietrza. W całym mieście na słupach oświetleniowych zostały zamontowane analogowe czujniki smogu. Jeden z nich zachował się na ulicy Orzeszkowej. Montowano je na początku lat osiemdziesiątych i sporadycznie używano przez około dekadę. Pojawiały się w promieniu 4-6 km od kombinatu Huta Katowice, głównie z myślą o pomiarze emisji gazów przemysłowych. W środku znajdowało się szklane naczynie, w którym przez cały miesiąc zbierał się pył wraz opadami atmosferycznymi. Zawartość przesączało się za pomocą bibuły filtracyjnej. Następnie ją ważono (różnica przed i po). Po wysuszeniu bibuły dokonywano oceny ilościowej i jakościowej otrzymanego materiału. Biorąc pod uwagę czas ekspozycji i powierzchnię, określano wartość samego opadu, tj. ilość pyłu opadowego na jednostkę powierzchni w jednostce czasu. Sama metoda nie jest dokładna, ponieważ jest podatna na warunki atmosferyczne, jak na przykład prędkość wiatru. Badaniem zajmował się Sanepid. Co jakiś czas Rejonowa Kolumna Transportu Sanitarnego wypożyczała Fiata 125p (tzw. LO – lecznictwo otwarte), którym laborantki jeździły od punktu do punktu i zbierały materiał do badania. To niejedyne miejsce, gdzie zachował się tego typu relikt przeszłości – podobny filtr znajdziecie m. in. przy dworcu w Gołonogu na ulicy Parkowej.

Posłuchaj:

Fotografie